Primum non nocere/ po pierwsze nie szkodzić
Środa, 8 czerwca tego roku na długo zapadnie w pamięci państwa Małgorzaty i Zbigniewa Kawków z Kutna. Ból, lęk o najbliższą osobę, zaklinanie rzeczywistości, żal i gniew. Tygiel emocji, których szybko nie da się pozbyć. Tego dnia nie zapomną również pracownicy Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w kutnowskim szpitalu.
– Zbyszek jest schorowany, od 9 lat ma postępującą chorobę Parkinsona, przeszedł kilka udarów. W ostatnich dniach miał zaburzenia myślenia, mówił rzeczy nieadekwatne, niezrozumiałe. Mąż zapomina, traci równowagę, przewraca się. Najgorsze, że przewraca się do tyłu. Tak było wczoraj, miał gorszy dzień. Dwa razy upadł w domu, drugi raz tak nieszczęśliwie, że poważnie rozciął sobie głowę, cały był we krwi. W łazience nie mogłam podnieść męża, pomógł mi sąsiad. Wezwałam pogotowie, to była może 8.00 – opowiada zdenerwowana pani Małgorzata. – Ratownik medyczny spisał całe zajście i karetka zabrała męża do szpitala.
Jak relacjonuje żona pana Zbigniewa ratowniczka medyczna z karetki zapytała ją czy jest opiekunem pacjenta czy tylko żoną.
– Jestem opiekunem i żoną, powiedziałam zdziwiona- mówi nam pani Małgorzata. – Ratowniczka wyjaśniła mi, że muszę mieć specjalne papiery żeby być opiekunem i wtedy mogłabym wejść do szpitala z mężem. Podjechałam więc na SOR za karetką, nie zostałam wpuszczona. Kazano mi zadzwonić domofonem. Odezwał się chyba pan doktor, więc powiedziałam mu, że przywieziono mojego męża i chciałabym wiedzieć jaka jest sytuacja. Odpowiedział, że mąż ma robione badania i będzie miał tomograf komputerowy. Pan doktor poprosił abym zadzwoniła za godzinę.
Pani Małgorzata siedziała na ławeczce przed SORem i czekała. Wyszedł do niej pielęgniarz lub lekarz i dał karteczkę z numerem telefonu. Zadzwoniła więc tak jak wcześniej powiedział, ale wyników jeszcze nie było. Zadzwoniła za kolejną godzinę, odpowiedź brzmiała – czekamy na konsultację. Kolejna godzina – jeszcze czekamy, ale jak będzie wynik, to do pani zadzwonimy.
– Przed godziną 15.00 dostałam telefon, żeby przywieźć mężowi leki, bo musi wziąć na popołudnie. Na miejscu rozmawiałam z lekarką neurolog. Mogłam tym razem wejść do przedsionka SORu. Pani doktor kazała mi wszystko opowiedzieć od początku. Zapytałam czy mąż zostaje na oddziale czy mam go zabrać. Okazało się, że nie było potrzeby hospitalizacji – opowiada kutnianka. – Ustaliłyśmy, że czekam na telefon, będziemy w kontakcie, kiedy mam męża zabrać. Pani doktor powiedziała, że potrzebuje około godziny. Po godzinie zaczęłam się denerwować i zadzwoniłam na SOR. Było po 16.00. Odebrał ten sam pan doktor, z którym rozmawiałam wcześniej i dowiedziałam się, że mąż już wyszedł. Ugięły się nogi pode mną. Lekarz powiedział że miałam go odebrać, a ja na to, że mieli zadzwonić do mnie, kiedy będzie wypis. Zrobił się szum w telefonie.
Gdzie jest mój mąż?
Pan Zbigniew nie miał dokumentów, ani komórki. Od rana był bez wody, bez jedzenia, ponieważ w szpitalu nie wiedziano czy będzie operacja czy nie. Wypuszczono go z SORu po zszyciu rany głowy i znieczuleniu, w łapciach i torebką leków.
– Gdzie jest mój mąż? Płakałam lekarzowi z SORu do słuchawki- głos pani Małgorzaty łamie się. – Lekarz powiedziałmiał czekać na ławeczce. Ktoś wyszedł sprawdzić czy mój mąż jest na ławeczce, nie było go. Przeżyłam horror po rozłączeniu się z SORem. Nie jestem w stanie opisać, tego co się ze mną działo.
Pan Zbigniew został znaleziony przez dzielnicowych przy ulicy Kościuszki, w okolicy starostwa powiatowego.
– Kto odpowie za sytuację zagrożenia zdrowia i życia mojego męża? To cud, że po drodze nic się nie stało. Prawdziwy cud, nie wiem czy więcej szczęścia miał mój mąż czy osoby, które dopuściły do tego, że sam opuścił SOR. Zapytałam wczoraj lekarza czy zdaje sobie sprawę że gdyby mąż kolejny raz upadł albo wpadł pod samochód to prawdopodobnie on poszedłby do więzienia? Lekarz był butny, powiedział że to tylko gdybanie – opowiada pani Małgorzata. – Żądam pociągnięcia do odpowiedzialności winnych pracowników Szpitalnego Oddziału Ratunkowego kutnowskiego szpitala.
Zagadka
Zastanawia nas wpis lekarza prowadzącego, dodatkowo potwierdzony podpisem ordynatora SOR na wypisie pana Zbigniewa: Chory do domu udaje się z żoną.
REKLAMA
Prezes szpitala komentuje
– O wczorajszej sytuacji na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym dowiedziałem się dziś o godz. 8:00. Próbuję sprawę dokładnie prześledzić i wyjaśnić. Kontaktowałem się z policją, analizowałem dokumentację szpitalną, rozmawiałem z częścią personelu. Niestety nie ma dziś w szpitalu na dyżurze ani lekarza, ani pielęgniarza, ani kierownika SOR, które były obecne w pracy w dniu wczorajszym, dlatego też nie mogę skonfrontować stanu sprawy z relacją państwa Kawków. Rozmawiałem z córką tych państwa, oczywiście przeprosiłem w imieniu Szpitala – mówi Artur Gur, prezes szpitala w Kutnie. – Póki co są różnice w tym co mówią państwo Kawkowie i nasi pracownicy, nie wiem gdzie leży prawda, potrzebuję czasu do poniedziałku aby móc to dobrze zbadać.
Pytamy o to podkom. Edytę Machnik oficer prasową Komendy Powiatowej Policji w Kutnie. – Zgłoszenie o pacjencie, który oddalił się z SOR przyjęliśmy wczoraj o 16.20. Zawiadamiał nas SOR i jednocześnie w podobnym czasie nasi dzielnicowy zauważyli mężczyznę w łapciach z opatrunkiem na głowie na ulicy – mówi podkom. Edyta Machnik.
– Pacjent sam wyszedł z SORu bez wiedzy personelu. Jest to sytuacja niedopuszczalna, która nie powinna mieć miejsca. Absolutnie jest to nasza wina. Tu nie ma żadnego usprawiedliwienia i najpóźniej w poniedziałek wyciągnę z tego odpowiednie konsekwencje służbowe – dodaje Prezes powiatowej spółki.
Info/redakcja: Ola Rzadkiewicz
Discussion about this post